ble, przeglądały się w wielkiem weneckiem zwierciadle.
Na środku tego salonu stał wielki stół, nakryty aksamitnym, karmazynowym kobiercem.
Zbliżywszy się do tego stołu, Samuel zobaczył leżący na nim arkusz białego pergaminu z następującym napisem:
„W tej sali ma być otworzony mój testament; inne pokoje pozostaną zamknięte aż do przeczytania mej ostatniej woli“.
Głęboka cisza panowała w tym salonie w chwili, kiedy Samuel położył rejestr na stole.
Nagle rzecz, napozór najnaturalniejsza, a przecież niesłychana, najdziwniejsza, jaką tylko sobie wystawić można, wyrwała Samuela z jego zadumy.
Usłyszał czysty, srebrny dźwięk głosu zegara, bijącego dziesiątą godzinę w przyległym pokoju.
I w rzeczy samej było to właśnie o dziesiątej zrana.
Samuel był zanadto rozsądnym i praktycznym człowiekiem, aby miał uwierzyć w perpetuummobile, to jest w zegar, idący od półtora wieku. Dlatego zastanowił się, równie zdziwiony jak przerażony, jakim sposobem ten zegar nie stanął od tylu lat, a najbardziej zadziwiło go to, że z taką dokładnością wskazał właściwą godzinę.
Długo zastanawiając się nad tem nadzwyczajnem zjawiskiem i łącząc je z równie nadzwyczajnem ukazaniem się światła w otworach nakrycia tarasu, Samuel wnioskował, że musi być jakiś tajemny związek między temi dwoma zjawiskami.
Lubo starzec nie mógł dociec prawdziwej przyczyny tych zjawisk, usiłował przynajmniej tłómaczyć je sobie wedle swego pojmowania rzeczy, to jest domysłami o podziemnych komunikacjach, które, jak niosło podanie, miały się rozciągać od tego domu do różnych miejsc odległych; tym sposobem, podług jego domysłu, niewiadome, tajemne