Gdy Gabrjel, Rodin i ksiądz d‘Aigrigny weszli do czerwonego salonu, zdawało się, że każdy z nich znajdował się pod wpływem innego wrażenia.
Gabrjel, blady i smutny, był bardzo nieszczęśliwy; radby jak najprędzej wyjść z tego domu, i zdawało mu się, że zrzucił z siebie jakieś ciężkie brzemię, od chwili, gdy uroczystym aktem, przed notarjuszem zdziałanym, z wszelkiemi prawnemi formalnościami, zrzekł się wszelkich swych praw do spadku na rzecz księdza d‘Aigrigny.
Był to niewątpliwie misjonarz, obdarzony z natury nadzwyczajną mocą charakteru, skoro ten kwiat skrupulatnej uczciwości nie zwiądł pod zaraźliwym wpływem jego wychowania; lecz szczęściem dla niego, że jak zimno zachowuje niekiedy ciała od zepsucia, tak lodowata atmosfera, w której upłynęła część jego dziecinnego wieku i jego młodości, wprawiła go tylko w odrętwienie, ale nie zepsuła szlachetnych przymiotów, które niebawem odświeżyło i przywróciło do życia wolne powietrze.
Samuel był wielce strapiony... nikt inny jako dziedzic, prócz Gabrjela, nie pokazał się...
Niema wątpliwości, że starzec powziął wielką sympatję dla tego młodzieńca; ale ten młodzieniec był księdzem; z nim więc zgasłoby imię rodziny Rennepont‘ów; a wówczas ogromny, tak pracowicie nagromadzony majątek, pewno nie byłby użyty tak, jak tego pragnął testator.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/683
Ta strona została skorygowana.
V.
TESTAMENT.