Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/698

Ta strona została skorygowana.
VII.
DONACJA

Ksiądz d’Aigrigny nie poznał Dagoberta; lecz domyślił się wszystkiego, gdy usłyszał radosny okrzyk Gabrjela:
— I ty... mój bracie?... i ty... mój ojcze?... jesteście?... Ach! Bóg was tu zsyła...
Ścisnąwszy za rękę Gabrjela, Dagobert zbliżył się do księdza d‘Aigrigny. Widząc groźną fizjognomję żołnierza, ksiądz d’Aigrigny, mając za sobą prawo po wybiciu godziny dwunastej, cofnął się o krok i rozkazującym tonem rzekł do weterana:
— Mój panie, kto jesteś i czego chcesz?
Zamiast odpowiedzi, żołnierz postąpił jeszcze parę kroków naprzód; potem, stanąwszy tuż przed księdzem d‘Aigrigny, zaczął przypatrywać mu się z taką mieszaniną ciekawości, pogardy, odrazy i zuchwalstwa, iż ex-pułkownik huzarów zmieszał się na chwilę i spuścił oczy przed bladą twarzą i rozognionym wzrokiem weterana. Przezwyciężywszy wreszcie pomieszanie, w jakie wprawił go nieubłagany wzrok żołnierza, ksiądz d’Aigrigny podniósł głowę i powtórzył:
— Mój panie, pytam ciebie, kto jesteś i czego chcesz?
— Więc mnie nie poznajesz?
— Nie, panie, nie poznaję...
— Aha, rozumiem! spuściłeś oczy teraz, boć pamiętasz, jak pod Lipskiem, gdzie walczyłeś przeciw Francuzom, generał Simon, okryty ranami, odpowiedział ci, gdy miałeś czelność żądać od niego szpady: „Nie oddam mej szpa-