Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/700

Ta strona została skorygowana.

— Dwunasta wybiła — mówił Gabrjel. — Ja tylko jeden z całej rodziny byłem tu obecny; pojmujesz teraz?... Czas oznaczony upłynął... inni spadkobiercy utracili swe prawa... na moją korzyść!...
— Na twoją korzyść — wykrzyknął Dagobert, ledwo posiadając się z radości — kochane dziecko... a więc wszystko uratowane! podzielisz się z nami... Ja znam twoje serce...
— Ale ja całego tego majątku zrzekłem się nieodwołalnie — odpowiedział zrozpaczony misjonarz.
— Zrzekłeś się... tego majątku! — zawołał osłupiały Dagobert — a na czyjąż korzyść?... na czyją?
— Na korzyść jego — odpowiedział Gabrjel, wskazując księdza d‘Aigrigny.
— Jakto?... na jego korzyść! na korzyść tego renegata!... zdrajcy!... co był wiecznym wrogiem całej twej rodziny!
— Ależ, mój bracie — zawołał Agrykola — znałeś przecie swoje prawa do tego dziedzictwa?
— Nie — odpowiedział z boleścią młody ksiądz — nie... dowiedziałem się o nich dopiero dziś rano od księdza d‘Aigrigny... powiedział mi, że dowiedział się o mych prawach niedawno z rodzinnych papierów, przy mnie znalezionych i oddanych przez twoją matkę jej spowiednikowi.
Kowal jakby odkrywał nową dla siebie wiadomość i zawołał:
— Teraz rozumiem wszystko... Jezuici wyczytali z tych papierów, że możesz być kiedyś bogatym... zwabili cię do tej szkoły, gdzie nigdy nie mogliśmy widzieć się z tobą... a później niegodziwemi kłamstwami zmusili cię do wstąpienia do ich zakonu, aż w końcu doprowadzili cię do zrobienia tego zapisu... Ach! mój ojciec miał słuszność... takie intrygi są haniebne, podłe!...
Podczas tej sceny d‘Aigrigny i jego socjusz, z początku przestraszeni i zachwiani w swej bezczelności, powoli zaczęli odzyskiwać zimną krew.