Rodin, ciągle oparty łokciami na szkatułce, szepnął coś księdzu d‘Aigrigny, ten więc, na czynione mu przez Agrykolę wyrzuty, pokornie spuścił oczy i odrzekł:
— Powinniśmy przebaczyć urazy... aby Bóg i nam odpuścił nasze winy.
Słuszne i roztropne słowa Agrykoli nagle oświeciły Gabrjela. Pierwszy to raz w swem życiu mógł ogarnąć młody misjonarz, jednym rzutem oka, wszystkie intrygi, których był ofiarą; oburzenie i rozpacz przemogły lękliwość; z zaiskrzonemi oczyma i pałającemi policzkami zwrócił się do księdza d‘Aigrigny:
— Tak więc, kiedyś mnie umieszczał w swej szkole, nie uczyniłeś tego przez litość, ani przez życzliwość, lecz jedynie w nadziei, że kiedyś uda ci się nakłonić mnie do zrzeczenia się tej sukcesji na korzyść twego zgromadzenia... Trzeba było zrobić mnie mimowolnem narzędziem niegodziwego oszustwa! Gdyby tylko szło o mnie jednego... nie upominałbym się o nie; jestem kapłanem religji, która ukochała, uświęciła ubóstwo; zapis przeze mnie uczyniony, do was już należy... nic ja z niego dla siebie nie żądam i żądać nie będę... lecz idzie tu o majątek, należący do biednych sierot, sprowadzonych z głębi Azji przez mego przybranego ojca; ja nie chcę, żebyście je mieli wydziedziczyć!... Idzie tu także o dobrodziejkę mego przybranego brata... idzie o ostatnią wolę umierającego, który przez swoją gorącą miłość ludzkości, przekazał swym potomkom wielkie, święte dzieło miłości, zgody i wzajemnego uszczęśliwiania się. Nie... nie... i oświadczam ci, że ta misja musi być spełnioną, choćby mi przyszło odwołać moje słowo.
Ksiądz d‘Aigrigny i Rodin wzajemnie spojrzeli na siebie i lekko wzruszyli ramionami.
Poczem wielebny ojciec, mając oczy ciągle spuszczone, odezwał się spokojnie:
— W przedmiocie spadku po panu Rennepont zachodzi kilka okoliczności napozór bardzo zawiłych; w istocie
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/701
Ta strona została skorygowana.