zabawkę, bo musimy koniecznie dowiedzieć się o nim czegoś więcej... A ileż chcą za najem tej stancyjki?
— Och! gospodarz wynająłby ją za piędziesiąt franków rocznie, bo nie można postawić w niej pieca, a światło dochodzi tylko z dachu przez okienko małego dymnika.
— Biedna Cefiza! — rzekła smutnie Róża, kiwając głową — ona, co się tak bawiła, co tyle wydała pieniędzy z Jakóbem Rennepont... teraz będzie musiała, biedaczka, mieszkać w takiem mieszkaniu i utrzymywać się z pracy rąk!...
— Oj! to prawda, że wielka jest różnica między tą stancyjką a czterokonnym powozem...
— Biedna Bachantka... biedna hałaśnica!... jeżeli teraz narobi hałasu, to chyba tylko płaczem...
— Oj młodzi... młodzi!... — rzekła przekupka, kiwając głową.
— Posłuchaj no, proszę, matko Arseni, wszak kiedyś byłaś także młodą, nieprawdaż?
— Na poczciwość, powiadam, że prawie zawsze byłam taką, jaką dziś jestem.
— A kochankowie, matko Arseni?
— Kochankowie? właśnie też myśleć mogłam o kochankach! najprzód byłam brzydka, a powtóre dobrze strzeżona.
— Więc to matka tak bardzo pilnowała cię?
— Nie to... lecz ja zawsze byłam w zaprzęgu...
— Jakto w zaprzęgu?
— Tak, tak, moja panienko! zaprzęgano mnie i mego brata do beczki woziwody na 8 do 10 godzin dziennie. A w zimie podczas mrozów... wtedy było najgorzej... ja i mój brat musieliśmy się podkuwać, jak konie, podczas gołoledzi.
— I to jeszcze dziewczyny używać do takiej pracy!... a teraz to nawet psy zabraniają zaprzęgać!...
— Oj! to prawda! — odrzekła matka Arseni — zwie-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/734
Ta strona została skorygowana.