— A jakiż będzie miał tytuł ten twój dziennik zakrystjański? — zapytała.
— Miłość Bliźniego, czyli Pogromca Niedowiarków.
— Zechcesz więc zapewne poskromić także panią Sainte-Colombe... bo ona zdaje się być także niedowiarkiem i nie wierzy ci. A cóż z twem małżeństwem?
— I owszem, mój dziennik i w tem mi dopomoże. Wystaw sobie tylko, główny redaktor... to nie żarty. Bigoci będą mnie protegowali, wspierali, utrzymywali. Nabędę szacunku u pani Sainte-Colombe... ożenię się, a wtedy życie... jakie życie!
W tej chwili wszedł do sklepiku listonosz i oddał przekupce list, mówiąc:
— Dla pana Charlemagne... porto opłacone... nic się nie należy.
— Patrz! — rzekła Róża Pompon — to dla tego tajemniczego staruszka, co ma tak osobliwy chód... Czy to zdaleka ten list?
— Zdaje mi się, że to być musi z Włoch, z Rzymu — rzekł Nini-Moulin, spojrzawszy na kopertę, którą przekupka trzymała w ręku. — Ale, ale! — dodał — o jakim to staruszku mówisz?
— Wyobraź sobie... — objaśniała Róża — ma dwie stancyjki w podwórzu; nigdy w nich nie nocuje, zamyka się w nich i siedzi po kilka godzin, nikogo nie przyjmując...
— Pewno to jaki spiskowiec, albo fabrykant fałszywych pieniędzy... — domyślał się żartobliwie Nini-Moulin.
— Biedne człowieczysko! — rzekła matka Arseni — a gdzieżby tam były te pieniądze?... Zawsze mi płaci trzy grosze za kawałek chleba i drugie trzy duże, stare grosze na czarną rzodkiew. Ale cicho, kiedy o wilku mowa, to wilk tuż.
— A gdzież jest ten wilk?
— Widzisz pan tam... tego małego człeczynę... co idzie
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/738
Ta strona została skorygowana.