Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/741

Ta strona została skorygowana.

w mały drewniany sandałek, napełniony popiołem i umieściła go również w koszyku.
Wszedłszy potem na ostatni stopień schodów, rzekła do Rodina:
— Oto koszyk pański gotowy.
— Uprzejmie dziękuję kochanej pani! — odrzekł Rodin, a wsunąwszy rękę w boczną kieszeń surduta, wydobył z niej piętnaście groszy, które wyliczył na dłoni przekupki.
Wsunąwszy parasol pod lewą pachę, w prawą rękę wziął koszyk, przeszedł małe podwórko i wszedł uradowany na drugie piętro; dobył klucz z kieszeni i otworzył drzwi, które zaraz za sobą zamknął.
W pierwszej stancji jego mieszkania nie było żadnych sprzętów; co do drugiej, trudno sobie wyobrazić smutniejszy, nędzniejszy kąt. Obicie podarte, poobdrapywane, zasmolone; łóżko na pasach z płótna, na wierzchu stary materac i takaż wełniana kołdra, taboret, stoczony przez robaki stół, połatany, stary piecyk żelazny, a pod łóżkiem stary kuferek zamknięty na kłódkę; oto umeblowanie tego smutnego ustronia.
Małe okienko, z zabrudzonemi odwiecznym kurzem szybkami, słabo oświetlało tę stancję, do której powietrza i światła prawie całkiem nie dopuszczały wysokie sąsiednie mury; dwie stare, zatabaczone chustki, szpilkami spięte, służyły za zasłonę; porujnowana, jak klawisze wyginająca się pod stopami starca posadzka, uzupełniała to nędzne schronienie, aż nadto świadczące o niewrażliwości jego lokatora na wygody życia.
Rodin, zamknąwszy za sobą drzwi, rzucił parasol i kapelusz na łóżko, postawił koszyk na podłodze, dobył z niego chleb i czarną rzodkiew. Ukląkłszy przed piecem, ułożył w nim paliwo i rozniecił ogień.
Gdy węgle i drewienka w piecu dobrze się rozpaliły, rozciągnął na szpagacie dwie chustki, służące mu za firanki w oknie; sądząc, że już należycie zabezpieczył się