rego przełożony zupełnie mu był oddany), zrobić sobie główny szczebel do wyniesienia się i otrzymać silny środek wpływu.
Gdy ocknął się z pierwszego wrażenia, nagle się zerwał, wziął do rąk list, który mu sprawił taką radość i poszedł, iż tak powiemy, pochwalić się nim przed obrazem młodego pastuszka, a późniejszego papieża; potem, dumnie, triumfalnie potrząsając głową, wytrzeszczywszy na portret swój wzrok jaszczurczy i przyłożywszy brudne palce do godeł papieskich, dodał:
— A co... bratku?... i ja także... może...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Tak wygórowana i poczęści wypadkami już usprawiedliwiona ambicja, zamknięta, jeśli tak wyrazić się można, w tak lichym, nędznym zakątku, przedstawiała niesłychanie wielką, a nadewszystkio przerażającą sprzeczność.
Ksiądz d’Aigrigny, człowiek, choć nie nadzwyczajny, lecz przynajmniej mający niepospolite zdolności, bardzo dumny, z urodzenia już należący do napierwszych towarzystw, nigdy się nie ośmielił pomyśleć nawet o tem, czego dobijał się Rodin; jedynem marzeniem księdza d’Aigrigny, które i tak jednak uważał za niemożebne do urzeczywistnienia, było pozyskanie godności generała zgromadzenia ogarniającego świat cały.
Łatwo zaś wytłómaczyć sobie różnicę wzniosłych pragnień tych dwóch ludzi. Gdy mężczyzna wysokich zdolności umysłowych, zdrowej, czerstwej natury, Uporczywie zachowuje się w granicach czystości i skromności, jak to właśnie czynił Rodin; gdy nareszcie wyrzeknie się dobrowolnie wszelkiego dogadzania sercu lub zmysłom: wówczas człowiek taki ma zwykle jakąś potworną żądzę, piekielne bożyszcze, które domaga się od niego, za obiecaną straszną potęgę, aby zniweczył wszelkie uczucia serca, aby zatarł nawet instynkt, którym Stwórca, w swej niedocieczonej mądrości, w swej niewyczerpanej dobroci, tak hojnie obdarzył stworzenie.