Doktór Baleinier, zmieszany na chwilę niespodziewanem przybyciem sądownika i niepojętem zachowaniem Rodina, odzyskał wkrótce zimną krew i, zwracając się do swego współbrata, rzekł:
— Chciałem wyrazić panu moje zdziwienie z wizyty, o której nie byłem uprzedzony.
— Pani to wytłómaczę powód mego milczenia, prosząc ją, aby mi to wybaczyła — odezwał się sądownik, skłoniwszy się Adrjannie. — Uczyniono mi względem pani zeznanie ważne... i wszystko zdaje się przekonywać mnie o jego słuszności.
— Będęż mógł wiedzieć — rzekł doktór — do kogo mówić mam zaszczyt?
— Jestem sędzią śledczym, panie doktorze. Nazywam się Garnande.
— Racz pan uczynić mi zaszczyt udzielenia bliższych objaśnień — rzekł doktór.
— Ciąży na panu zarzut dopuszczenia się czynu... bardzo zdrożnego, jeżeli oszczędzić mam panu przykrej nazwy... — odrzekł sądownik. — Co do rodzaju czynu tego wolę mniemać, że pan mogłeś raczej pomylić się zupełnie w djagnozie.
— Gdy pan rzecz wytłómaczysz — odrzekł jezuita z dumą — nie trudno mi będzie dowieść, że na mem naukowem sumieniu, jak również na sumieniu człowieka, żaden nie ciąży zarzut.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/767
Ta strona została skorygowana.
VI.
OSKARŻYCIEL.