szałka Simon, życzeniem mojem było, aby zamieszkały w moim domu. Panny Simon są mojemi krewnemi.
— Sądzę, że, dla ich dobra, nie mógłbym lepiej postąpić — odrzekł pan de Garnande.
Potem, zwracając się do doktora Baleinier, zapytał:
— Czy pozwolisz pan, abym tu przyprowadził panny Simon? Idę po nie do klasztoru, a tymczasem panna de Cardoville przygotuje się do opuszczenia tego domu.
— Proszę!... Mój powóz będzie na jej rozkazy.
— Po tych smutnych dniach pozostaje mi przynajmniej — rzekła Adrjanna z godnością — miła pamiątka pańskiej dla mnie życzliwości, i mam nadzieję, panie sędzio, że raczysz mi dać sposobność podziękowania ci we własnym domu... A przytem — dodała panna z uśmiechem — będę się starała dowieść, panu, że moje, tak zwane wyzdrowienie, jest zupełnie rzeczywistem.
Sądownik skłonił się Adrjannie ze światową wytwornością i należnym jej szacunkiem. Rozmawiając tak ze sobą przez chwilę, obróceni byli tyłem do doktora Baleinier i Rodina. Ten ostatni, korzystając z takiego położenia wszybko wsunął w rękę doktorowi karteczkę, którą poprzednio napisał ołówkiem w kapeluszu.
Baleinier, zdumiony, spojrzał ze zdziwieniem na Rodina.
Wszystko to odbyło się tyle szybko, iż, gdy pan de Garnande odwrócił się, Rodin, oddalony o kilka kroków, patrzył na pannę de Cardoville z uszanowaniem i życzliwością.
— Pozwól, panie sędzio, towarzyszyć sobie — rzekł doktór do sądownika, i obaj wyszli z pokoju. Rodin pozostał sam na sam z panną de Cardoville.
Odprowadziwszy pana de Garnande aż do ostatniej bramy swego domu, pan Baleinier przeczytał bilet, który mu podał Rodin; treść kartki była następująca:
„Sędzia pójdzie do klasztoru ulicą: biegnij tam przez
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/773
Ta strona została skorygowana.