— Ależ panie! — zawołała nagle Adrjanna — na czyjąż korzyść knuł się ten obmierzły spisek, który w rzeczy samej przeraża mnie?
— Na korzyść księdza d‘Aigrigny! — odpowiedział Rodin.
— Panie! — rzekła Adrjanna, otrząsnąwszy się zupełnie z nieufności — chcę mówić z panem otwarcie. Jakim sposobem mogłam zasłużyć sobie lub wzbudzić w panu życzliwość, jaką mi okazujesz i którą rozciągasz nawet na wszystkich członków mej rodziny?
— Dobrze więc, jeśli chcesz pani wiedzieć koniecznie!... otóż zająłem się panią, poświęciłem się dla niej, bo masz serce szlachetne, umysł wzniosły, charakter niepodległy, wspaniały...
— Chętnie temu wierzę.
— Tym więc (sposobem mógłbym tłómaczyć moją życzliwość dla pani. Z tem wszystkiem jednak przyznam się, to nie byłoby dla mnie dostatecznem; byłabyś pani sobie poprostu panną de Cardoville, bardzo bogatą, bardzo szlachetnie urodzoną i bardzo piękną, młodą osobą, której nieszczęście, bez wątpienia, bardzo mnie zajęło; ale pomyślałbym sobie: ta biedna pani zasługuje na litość, to prawda, lecz ja, biedny człowiek, cóż mogę jej poradzić?... jedynym dla mnie sposobem do życia jest sekretarstwo przy księdzu d‘Aigrigny, a tu tymczasem wypadałoby najprzód uderzyć na niego! On jest możny, a ja jestem niczem: walczyć z nim, byłoby to samo, co dobrowolnie zgubić się, bez nadziei ocalenia tej nieszczęśliwej. Kiedy tymczasem przeciwnie, wiedząc o tem, kto pani jesteś... jakem uczciwy, zbuntowałem się w mej miłości prawdy. Nie, nie, powiedziałem sobie, tysiąc razy nie! Tak wzniosły umysł i tak wielkie serce nie będą ofiarami tak szkaradnego spisku.
Trudno opisać, z jaką przebiegłością, z jaką energią i czułością Rodin usiłował wymawiać te słowa.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/780
Ta strona została skorygowana.