Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

Zbliżył się powoli do klatki.
Biała obrączka otaczająca jego płową źrenicę, zdawała się powiększać; oko jego, jaskrawe, nieruchome, nie różniło się od ognistego, osłupiałego oka rysia, leżącego ciągle w cieniu; ale już zwierzę to zaczynało czuć wpływ urocznego spojrzenia swego pana; dwa czy trzy razy nagle zamknęło powieki, głucho, gniewnie chrapnąwszy, wkrótce potem, jakby mimowolnie otwierając oczy, wlepiło je wytrzeszczone w oczy Moroka.
Wtedy okrągłe uszy Śmierci przywarły do czaszki, skóra na czole zmarszczyła się konwulsyjnie, ściągnęła pysk najeżony twardemi szczecinami, dwa razy otworzyła milczkiem paszczę, uzbrojoną strasznemi kłami, wywiesiwszy w połowie czerwony, chropowaty język.
Morok wyciągnął ku klatce swoją stalową, do czerwoności ogrzaną, laskę, i rzekł krótkim, rozkazującym głosem:
— Śmierć... tu!
Ryś wstał, ale tak się spłaszczył, iż brzuchem i kolanami dotykał się prawie posadzki, był na trzy stopy wysoki, a blisko pięć stóp długi; jego grzbiet giętki, mięsisty, jego podkolanka zniżone i szerokie niemal jak u wyścigowego konia, głęboka pierś, potężny kark, nerwiste, zsiadłe łapy, wszystko zapowiadało, że straszne to zwierzę z wielką siłą łączyło w sobie zwinność i szybkość.
Morok, ciągle z wyciągniętą ku klatce laską, postąpił krok do rysia...
Ryś zrobił krok ku Morokowi...
Zatrzymał się...
Śmierć stanęła...
W tej chwili tygrys Judasz, do którego Morok obrócony był tyłem, gwałtownie podskoczył w klatce, jakby przez zazdrość, że pan zajmował się tylko rysiem, ryknął chrapliwym głosem i, podnosząc głowę, pokazał spód swej straszliwej trójkątnej szczęki, i potężne brudno