strony... Zajęcie, wprawdzie skromne, ale pewne, postradałeś pan z mej przyczyny... pozwól więc, abym...
— Ani słowa więcej, kochana pani! — przerwał Rodin.
— Ależ, panie, wszak przeciwnie, to ja byłabym panu obowiązana, gdybyś chciał przyjąć to, com pragnęła panu ofiarować.
— Och! — odrzekł Rodin z uśmiechem — nie wątpię; z tem wszystkiem, powtarzam raz jeszcze, nic od pani przyjąć nie mogę... Kiedyś może... dowiesz się pani dlaczego.
— Kiedyś?
— Więcej powiedzieć pani nie mogę.
— A wtedy, panie, nie wolno mi już będzie być ci wdzięczną?
— Nie....nie — odrzekł Rodin z udanem oburzeniem. — Och! wierzaj mi pani... przyjdzie uroczysta chwila, w której będziesz mogła okazać mi swą wdzięczność w sposób godny ciebie i mnie.
Rozmowę tę przerwała dozorczyni, która weszła i rzekła do Adrjanny:
— Na dole czeka młoda dziewczyna, garbata, która się chce widzieć z panią...
— Niech wejdzie! — rzekła żywo Adrjanna, która z opisu poznała Garbuskę.
— Pan doktór kazał, aby jego powóz był gotów na pani rozkazy; czy trzeba kazać zaprzęgać?
— Dobrze... za kwadrans — odrzekła Adrjanna dozorczyni, która odeszła.
Potem, zwracając się do Rodina, dodała:
— Spodziewam się, że niezadługo przyprowadzi tu pan sędzia z klasztoru panny Simon.
— Tak, zapewne — odrzekł Rodin. A potem obojętnym głosem zapytał:
— Kto jest ta garbata dziewczyna?
— Jest to przybrana siostra uczciwego rzemieślnika, który naraził się na wszystko, chcąc mnie stąd wyprowadzić — odrzekła Adrianna ze wzruszeniem. — Ta biedna
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/792
Ta strona została skorygowana.