— O! słusznie powiedziałaś pani, — odrzekł Rodin, wskazując na Garbuskę — że to złote serce, serce takie, jakich właśnie szukamy. Gdybyś pani wiedziała, z jaką godnością, jak śmiało ta biedna panienka, nie mając roboty — a dla niej nie mieć roboty to samo znaczy, co czuć niedostatek — odrzuciła hańbiące propozycje, jakie jej czyniła przełożona klasztoru, a mianowicie szpiegowania rodziny, u której ją zamierzała umieścić...
— Panie... — przerwała Garbuska z zakłopotaną miną.
— Ho! ho! moja panienko, nie tak łatwo dam się ja odstraszyć od wypowiedzenia tego, co czuję... wszystko mi jedno, czy to ma być pochwałą, czy naganą.... Zapytaj o to tę zacną panią — mówił jezuita, wskazując wzrokiem Adrjannę. — Otóż powiem ci, dobra panienko, bez ogródek, że równie dobre mam wyobrażenie o tobie, jak o pannie de Cardoville.
— Wierzaj mi, drogie dziecko, — dodała nieco zakłopotana Adrjanna — że są pochwały, które czynią zaszczyt... które stają się nagrodą... a takiemi właśnie są pochwały pana Rodina... jestem tego pewna... powtarzam ci, jestem pewna!
— Zresztą, nie mnie samemu należy się zaszczyt takiego sądu...
— Jakto, panie?
— Czyż nie jesteś przybraną siostrą Agrykoli Baudoin, uczciwego, energicznego rzemieślnika, popularnego poety?
— Słusznie pan mówisz! — przyznawała Adrjanna. — Mówił on mi o niej z takim zapałem, z takiem przywiązaniem, iż odrazu powzięłam szacunek dla istoty, która potrafiła wzbudzić takie przywiązanie.
Te słowa Adrjanny tak mocno zmieszały Garbuskę, iż blada jej twarz okryła się żywym rumieńcem.
Wiadomo, że biedna ta dziewczyna kochała Agrykolę, a kochała równie namiętnie jak skrycie.
Stąd ten niezwykły rumieniec na jej twarzy, stąd tak widoczne zakłopotanie, które nawet zdziwiło Adrjannę.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/796
Ta strona została skorygowana.