białe piersi, na których ginęły miedziane cienie jego płowej, czarno-pręgowanej szaty; jego ogon, podobny do wielkiego, czerwonawego, ciemno-obrączkowanego węża, to wił się po bokach zwierzęcia, to je uderzał, nieustannie, zwolna się ruszając; zielone, przezroczyste oczy zwracały się na pogromcę, pałając drapieżnym gniewem.
Człowiek ten taki wywierał wpływ na owe zwierzęta, iż tygrys sam przez się, prawie odrazu, zaprzestał ryczeć, jakgdyby się przeląkł swojej śmiałości.
Morok obrócił się do niego, przez chwilę przypatrywał się mu uważnie; ryś uwolniony już z pod wpływu wzroku pana, położył się znowu w cieniu.
Chrzęst i łoskot, podobny do chrupania wielkich zwierząt, gdy gryzą co twardego, dał się słyszeć w klatce lwa, Kain zwrócił uwagę pogromcy, który, pozostawiając tygrysa, postąpił ku drugiej komórce.
Był tam lew, którego grzbiet wyraźnie widać było, grzbiet ogromny, rudo-żółtawy; uda założył pod siebie, głowa kryła się całkiem w wielkiej grzywie; z przerywanych drgań jego muskułów lędźwiowych, z mocno wystających żeber, łatwo można było odgadnąć silne działanie paszczęki i przednich łap.
Morok zbliżył się do klatki, niespokojny, czy, pomimo jego rozkazu, Goljat nie dał lwu jakiej kości do gryzienia; aby się przekonać, zawołał surowym rozkazującym tonem:
— Kain!!
Kain nie ruszył się z miejsca.
— Kain... tu! — powtórzył pogromca zwierząt — ostrzej jeszcze.
Nadaremne wołanie, lew się nie ruszył, a chrzęst dalej słychać było.
— Kain tu! — zawołał Morok trzeci raz; lecz wymawiając te słowa, oparł koniec rozpalonej laski o biodro lwa.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/80
Ta strona została skorygowana.