Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/802

Ta strona została skorygowana.
X.
UNIEWINNIENIE.

Panna de Cardoville, widząc, jak Dagobert gwałtownie uchwycił za kołnierz Rodina, krzyknęła przerażona i pobiegła ku żołnierzowi.
— Na miłość boską! panie... co robisz?
— Co robię! — ostro odpowiedział żołnierz, nie puszczając Rodina — korzystam ze sposobności; dusić będę tego nikczemnika z bandy renegata, aż dopóki mi nie powie, gdzie są moje dzieci...
— Zadusisz mnie pan... — krzyczał jezuita, usiłując wymknąć się żołnierzowi.
— Gdzie są sieroty, kiedy ich tu niema? — krzyczał Dagobert piorunującym głosem — i kiedy zamknięto przede mną drzwi klasztoru, nie chcąc mi nawet odpowiedzieć?
— Gwałtu... gwałtu!... — wołał Rodin okropnym głosem.
— Ależ to straszna rzecz! — zawołała Adrjanna. I blada, drżąca, złożywszy błagalnie ręce, rzekła do Dagoberta: — Zmiłuj się, panie!... posłuchaj mnie... posłuchaj go...
— Panie Dagobercie! — dodała Garbuska, chwytając żołnierza za ramię swemi słabemi rączynami i wskazując Adrjannę — to panna de Cardoville... W jej obecności taki gwałt... a potem pan się mylisz... tak, mylisz się, panie Dagobercie.
Usłyszawszy nazwisko panny de Cardoville, żołnierz nagłe obrócił się i puścił Rodina.
— Daruj, pani — rzekł Dagobert, przystępując do Adrjanny, jeszcze bladej i przestraszonej — nie wiedziałem, kto pani jesteś... lecz pierwsze oburzenie uniosło mnie mimo woli...