pokoje, wypadł na schody i dagonił Rodina na ostatnim stopniu.
— Panie! — zawołał wzruszonym głosem — potrzeba koniecznie, abyś pan zaraz się wrócił. Pobłądziłem, zawiniłem, a kiedy zawinię, staram się natychmiast błąd swój naprawić. Skrzywdziłem pana, obraziłem wobec świadków... Przeproszę pana wobec tych samych świadków...
— Ale, mój dobry panie... i bez tego chcę panu to zapomnieć.. śpieszę się... muszę odejść!.
— Co to mnie obchodzi, że się tam pan śpieszysz?... Chodź, pan, chodź, koniecznie, gdyż, jeżeli nie... — odrzekł żołnierz wzruszonym głosem, ściskając serdecznie rękę jezuicie — bo jeśli nie pójdziesz, szczęście, jakieś mi sprawił, oddając krzyż, nie będzie zupełnem.
— Ha! jeśli tyle panu na tam zależy, to wróćmy się... tak, wróćmy się.
— Otóż go mamy... otóż go mamy! — zawołał Dagobert, wchodząc — zaledwie zdołałem do dogonić, już na samym dole.
— I przyprowadził mnie podwójnym krokiem — dodał Rodin zadyszany.
— Teraz, panie — rzekł żołnierz poważnie — oświadczam uroczyście przy paniach, żem grubo zbłądził, żem cię niesłusznie obraził: przepraszam więc cię najpokorniej i z radością wyznaję, żem wiele ci winien... och! tak, bardzo wiele... a kiedym winien... to płacę!
I Dagobert wyciągnął jeszcze raz swą poczciwą rękę do Rodina, który uścisnął ją bardzo uprzejmie mówiąc:
— Ależ, mój Boże! o cóż tu idzie?. Cóż to za wielka przysługa, o której mówisz?
— A to! — odrzekł Dagobert, pokazując swój krzyż Rodinowi. — Więc pan nie wiesz, czem jest dla mnie krzyż?!
— I owszem, domyślając się, że przywiązujesz doń wielką wagę, osądziłem, że wielką będę miał przyjemność, gdy ci go oddam. Dlatego przyniosłem go tu... Lecz, niech
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/806
Ta strona została skorygowana.