Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

Ledwo mały promień dymu przebiegł po rudem futrze Kaina, kiedy zerwawszy się jak błyskawica, obrócił się i rzucił się na kraty, ale nie czołgając się, tylko jednym skokiem i ukazał się wyprostowany w pysznej a zarazem strasznej postawie.
Morok znajdował się w rogu klatki, Kain, zapalczywy, stanął wyprostowany wprost swego pana, opierając w tej postawie swoje szerokie piersi o kratę, przez którą wyciągnął swoją ogromną, muskularną, prawie tak grubą jak noga Goljata, łapę.
— Kain!! precz!! krzyknął pogromca, żywo przyskakując. Lew nie usłuchał; końcem rozpalonej laski dotknął się jego warg ściągniętych gniewem, za któremi widniały kły tak grube, tak długie i ostre, jak kły dzika.
Po takiem ognistem dotknięciu, i po drugiem groźnem wezwaniu, lew, nie śmiąc się już ruszyć, głucho pomrukiwał, położył się zwinięty, z pokorą i uległością.
Morok zdjął lampę, aby bliżej zobaczyć, co gryzł Kain: była to deska dna klatki, którą zdołał podnieść, i którą gryzł dla rozerwania się w głodzie.
Na chwilę głęboka cisza nastąpiła w menażerji: Morok, trzymając ręce za plecami, chodził od jednej do drugiej klatki, i niespokojnem okiem przyglądał się swym zwierzętom, jakgdyby wahał się uczynić między niemi jakiś ważny a trudny wybór.
Od czasu do czasu stawał i przysłuchiwał się od strony wielkich drzwi, prowadzących z szopy na podwórze oberży.
Drzwi te otworzyły się. Pokazał się Goljat; z jego odzieży płynęła strumieniami woda.
— A cóż tam!... ozwał się do niego Morok.
— Wielu doznałem trudności... Szczęściem noc bardzo ciemna, wielki wiatr, a deszcz leje jak z cebra.
Niemą żadnego podejrzenia?
— Żadnego, panie, drzwi do piwnicy odrazu się otworzyły, właśnie pod oknem dziewczynek. Gdy zagwizda-