łeś dla dania mi znaku, że już czas, wyszedłem z koziołkiem, który z sobą przyniosłem, oparłem go o mur, i wlazłem nań, chwyciłem okiennice jedną ręką, trzonek noża w drugą, i wybijając dwie szyby razem, szarpnąłem z całej siły żaluzją...
— I myślano, że to wiatr?
— Tak, zrozumiano, że to wiatr. To zrobiwszy, uciekłem co żywo do piwnicy, koziołek z sobą zabrawszy... Po niejakim czasie usłyszałem głos starego... dobrze zrobiłem, żem się pośpieszył...
— Tak, kiedym na ciebie zagwizdał, wszedł on do sali jadalnej; sądziłem, że dłużej tam zabawi.
— Mniejsza o to, rzecz była zrobiona... stary otworzył okno, i przywołał swego psa, mówiąc mu... Skocz... ja natychmiast pobiegłem na drugi koniec piwnicy, bo inaczej djabelski pies byłby mnie zwęszył.
— Teraz pies zamknięty jest w stajni, gdzie jest koń starego... Mów dalej!
— Kiedym usłyszał, że zamknięto żaluzję i okno, wyszedłem z piwnicy, przystawiłem znowu koziołek i, znowu się wspiąłem, pociągając powoli zasuwkę żaluzji, otworzyłem ją, ale nic nie widziałem, odsunąłem trochę futra i widziałem... dziewczynki w łóżku, twarzą ku mnie obrócone... stary siedział w głowach, obrócony do mnie plecami.
— A jego worek... jego worek? to rzecz bardzo ważna.
— Jego worek był blisko okna, na stole, przy lampie, mógłbym był dostać go, dobrze sięgnąwszy ręką.
— Cóżeś słyszał?
— Ponieważ kazałeś mi myśleć tylko o worku, to więc tylko pamiętam, co dotyczy worka; stary mówił, że w nim są papiery, listy jakiegoś generała, jego pieniądze i krzyż.
— Dobrze... Potem?
— Ponieważ trudno mi było utrzymać uchylone od
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/82
Ta strona została skorygowana.