mu... Starajmy się obie przekonać rozumowaniem: powtórzymy jeszcze okoliczności. Pan Rodin otworzył mi drzwi domu doktora Baleinier, w obecności mojej wytoczył skargę na księdza d‘Aigrigny... Wszystko to jest oczywiste, nieprawdaż?
— Tak, bezwątpienia.
— Zastanówmy się teraz, czy może być jaka możliwość zdrady. Schodzić się z księdzem d’Aigrigny, ażeby mnie zdradzić? Lecz zdradzać mnie, gdzie? w czem?
— Ależ w takim razie, jak tłómaczyć sobie wypada schadzkę dwóch ludzi, którzy tyle mają powodów do urazy i nienawiści jeden ku drugiemu... A zresztą czy się w tem wszystkiem nie ukrywa jaki szkodliwy zamiar? A potem, racz mi pani wierzyć, że nie ja tylko podobnie sądzę...
— Jakto?
— Dziś rano, wróciwszy do domu, tak byłam zmartwiona, iż panna Floryna pytała mnie o przyczynę tego zmartwienia; wiem o tem, jak ona do pani jest przywiązana.
— Niepodobna być mi bardziej życzliwą; niedawno, kochana przyjaciółko, samaś mi powiedziała, jak ważną wyświadczyła ona przysługę podczas mego pobytu w domu doktora Baleinier.
— Tak więc proszę pani, wróciwszy dziś rano do domu, sądziłam, że trzeba przestrzec panią jak najprędzej i opowiedziałam wszystko pannie Florynie. Ona, równie jak ja, a może i bardziej jeszcze przerażona została wiadomością o schadzce i pogodzeniu się pana Rodina z księdzem d‘Aigrigny. Zastanowiwszy się nieco, rzekła mi:
„Sądzę, że niema potrzeby budzić pani; w ciągu paru godzin może się jeszcze o czem więcej i lepiej dowiem“. Potem kazała zawołać dorożkę i pojechała.
— Floryna jest zacną dziewczyną, — rzekła z uśmiechem panna de Cardoville — lecz w tym razie sądzę, że jej gorliwość i dobre serce zawiodły ją, równie jak ciebie, kochana przyjaciółko. Ksiądz d‘Aigrigny teraz mocno
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/843
Ta strona została skorygowana.