Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/847

Ta strona została skorygowana.

którymby pani mogła przekonać się dobrze o wszystkiem... ale nie byłoby ani chwili do stracenia...
— Co chcesz powiedzieć? — rzekła Adrjanna, ciekawie patrząc na Florynę.
— Pan Rodin będzie wkrótce sam na sam z księciem — rzekła Floryna.
— Niema wątpliwości — odpowiedziała panna Cardoville.
— Książę zawsze przebywa w małym salonie, od którego idą oszklone drzwi do oranżerji. W tym salonie przyjmować on będzie pana Rodina.
— Cóż dalej? — rzekła Adrjanna.
— Z tej oranżerji, którą ja urządziłam według rozkazów pani, jedne tylko małe drzwiczki prowadzą na przyległą uliczkę. Grupy roślin tak są rozłożone, iż zdaje się, że wtedy nawet, kiedy sztory, okna od sali na oranżerję obrócone zasłaniające, nie byłyby spuszczone, jeszczeby można, nie będąc widzianą, tak się zbliżyć, iżby słychać było rozmowę, prowadzoną w salonie. W ostatnich dniach zawsze temi drzwiami od uliczki wchodziłam do oranżerji, aby dojrzeć jej urządzenia. Ogrodnik miał jeden klucz... a ja drugi...
— Szpiegostwo... -— rzekła panna de Cardoville z oburzeniem i pogardą, przerywając mowę Florynie — nie zastanawiasz się nad tem, co mówisz....
— Przepraszam panią — rzekła młoda dziewczyna, spuściwszy oczy zawstydzona i zmieszana. — Pani miała niejakie podejrzenia, byłby to, według mnie, jedyny sposób, za pomocą którego możnaby, albo potwierdzić je, lub też usunąć.
— Poniżyć się... aż do podsłuchiwania czyjejś rozmowy? nigdy — odrzekła Adrjanna.
Sama siebie przezwyciężywszy, rzekła Garbuska, usiłując powściągnąć łzy, które oczy jej zasłaniały.
— Z tem wszystkiem, ponieważ idzie tu może o ocale-