z białej jedwabnej materji, na której wyszyte były wielkie barwne ptaki.
Stuknięcie drzwiami, które Faryngea zamknął za sobą, zdawało się przywracać Dżalmie przytomność; lubo jego fizjognomja była jeszcze nieco rozogniona, odzyskał jednak zwykły spokój i łagodność.
— Przebacz, ojcze...
I ogólnym zwyczajem młodych barbarzyńców, pełnych uszanowania dla starców, Indjanin chciał wziąć rękę Rodina i przyłożyć ją do ust, jezuita nie przyjął tego hołdu, o krok się cofnąwszy.
— Prawdziwie, książę, tyle robisz ceremonji, że mnie nabawiasz kłopotu — rzekł Rodin.
— Książę jesteś w swoim domu, w głębi Indji; szczerze pragniemy, abyś książę tak sobie wyobrażał.
— Wiele rzeczy tutaj przypomina mi mój kraj — rzekł Dżalma łagodnym, poważnym głosem.
— Wasza dobroć przypomina mi mego ojca i tego, który mi go zastępował — dodał Indjanin, mając na myśli marszałka Simon, o którego przybyciu do owej chwili jeszcze, dla pewnych przyczyn, nic mu nie wspomniano.
Po chwilowem milczeniu, rzekł swobodnym tonem, podając rękę Rodinowi:
— Jesteś tu, szczęśliwy jestem! mój ojcze.
— Pojmuję radość księcia, gdyż wyswobodziłem go z więzienia... otworzyłem mu klatkę... Prosiłem księcia, aby się poddał dobrowolnie temu lekkiemu zamknięciu, jedynie dla swego własnego dobra.
— Czy jutro już będę mógł wyjść?
— Dziś nawet, kochany książę.
Młody Indjanin zamyślił się na chwilę, a potem rzekł:
— Chodź, ojcze...
— A dokąd, kochany książę?... — odrzekł mocno zdziwiony jezuita.
— Podziękować moim przyjaciołom... Czekałem przez trzy dni... to długo.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/850
Ta strona została skorygowana.