Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/855

Ta strona została skorygowana.

było można, do najwyższego stopnia uniesiony na wspomnienie podłości.
Rodin, ukrywając złośliwą radość, podziwiał popędliwość młodego Indjanina, który, w zdarzyć się mogących okolicznościach, unieść się mógł strasznym wybuchem. Nagle, ku wielkiemu zdziwieniu jezuity, ucichła burza. Twarz jego zbladła, przybrała ponury wyraz; potem, z zimnym spokojem, straszniejszym aniżeli zapalczywość, jaką niedawno pałał, rzekł do Rodina.
— Mój ojcze, zaprowadzisz mnie dziś do mych nieprzyjaciół.
— A w jakim celu, kochany książę?.. Cóż chcesz uczynić?
— Pozabijać tych nikczemników!
— Zabijać ich!! Nawet nie myśl o tem. Ależ, raz jeszcze powtarzam, pamiętaj o tem, książę, że tu nie jesteś nad brzegami Gangesu, gdzie zabija się swych nieprzyjaciół tak samo, jak tygrysa na polowianiu.
— Wytępić szkodników jest powinnością.
— A więc.. książę.. zemsta.
— Ja się nie mszczę nad wężem — rzekł Dżalma wyniosłym tonem — ja go niszczę.
— Ależ, kochany książę, nie jest tu w zwyczaju w taki sposób pozbywać się swych nieprzyjaciół, jeżeli ma się przyczynę do żalu ku nim.. Tu społeczność zajmuje się twoją sprawą, rozbiera ją, sądzi i, jeżeli trzeba, karze.
— W mojej sprawie ja sam jestem sędzią i katem.
— Proszę cię, książę, racz mnie wysłuchać. Mógłbym powiedzieć ci: znam tych nieprzyjaciół, lecz, z obawy, żebyś się nie dopuścił jakiej płochości, zataję przed tobą ich nazwiska. Lecz nie, zapewniam cię, że jeżeli szanowna osoba, co kocha cię jak swego syna, uzna za rzecz słuszną i pożyteczną, abym ci wyjawił te nazwiska... powiem ci je, ale nie prędzej, aż ona wyrzeknie.
Dżalma ponuro patrzył na Rodina, zagniewany.
W tej chwili wszedł Faryngea i rzekł do Rodina: