Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/871

Ta strona została skorygowana.

pracy i do podziału zarobku, jaki nam w nagrodę przeznacza; do tego regulaminu dodane zostały lóźne maksymy, równie szlachetne, uczciwe, jak proste dla każdego, a czerpane z pism różnych wyznań chrześcijańskich... Z tego, że pan Hardy wybrał najlepsze prawidła nie z samych pism katolickich, ksiądz zaopinjował, że pan Hardy jest bezbożnik, nadto ogłaszał naszą fabrykę jako ognisko zguby, potępienia i zepsucia, mówił nawet, że sąsiedztwo takiej zgrai bezbożników, tak bowiem nazywa nas, ściągnąć mogło gniew boski na cały kraj... że wiele mówiono o cholerze, która się zbliża, i że może być, iż z przyczyny naszego bezbożnego sąsiedztwa, wszystkie okolice zostaną dotknięte tą klęską.
— Ależ mówić takie rzeczy ciemnemu ludowi — zawołała Garbuska — jest tem samem, co pobudzać go do gwałtownych kroków.
— Mieszkańcy okoliczni, podżegani jeszcze pewno przez namówionych burzycieli, zaczynają już krzywo patrzeć na naszych robotników; starano się podburzyć w nich, już nie mówię nienawiść, ale przynajmniej zazdrość... Wszystkie te podburzania zaczynają już wydawać owoce; były już dwa spotkania między nami a mieszkańcami okolic... W jednej to z tych potyczek dostałem kamieniem w głowę...
— A czy tylko nieszkodliwie, Agrykolo, czy rana nie jest niebezpieczna? — rzekła niespokojnie Garbuska.
— Mówię ci, że niema żadnego niebezpieczeństwa... ale nieprzyjaciele pana Hardy nie poprzestali na samych kazaniach; chwycili się oni daleko szkodliwszych środków.
— A czegóż-to jeszcze?
— Niech sobie inni robią co chcą, nas to nie obchodzi. Chcemy żyć spokojnie, a ojciec marszałka Simon, który jest równie odważny jak jego syn, pochwala nasze postępowanie. Cóż tedy, od kilku dni znajdujemy wszędzie, wokoło fabryki, w ogrodzie, na dziedzińcach, podrzucane drukowalne kartki, w których mówią na nas: