zbliżenia się do dobrodziejki Agrykoli. Wspomnienie jej imienia zawsze będzie dla mnie miłe, drogie, ale bo też piękne jest, jak jej twarz, imię jej... Floryna... Ja niczem nie jestem, nic nie mam, lecz jeżeliby gorące życzenia przejętego wdzięcznością serca mogły być wysłuchane, Floryna byłaby szczęśliwą, bardzo szczęśliwą.
Te kilka wierszy, tak naiwnie, tak szczerze wyrażających wdzięczność Garbuski, zadały ostatni cios wahaniu się Floryny; nie mogła się już dłużej opierać szlachetnym pobudkom, jakie uczuła.
Zelektryzowana wszystkiem, co było pełnem zapału, szlachetności i wzniosłości w piśmie, które przeczytała, zahartowawszy upadającą duszę w tem ożywiającem czystem źródle, idąc wreszcie za dobrym popędem, który budził się w niej czasami, Floryna wyszła ze swego pokoju, wziąwszy z sobą rękopis, gotowa, gdyby Garbuska jeszcze nie wróciła, położyć go napowrót w miejscu, skąd go wzięła, i nieodzownie także postanowiwszy powiedzieć Rodinowi, że za drugim razem nadaremnie szukała dziennika, że pewno Garbuska spostrzegła jej pierwszy zamiar zabrania go i schowała gdzieindziej.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/883
Ta strona została skorygowana.