palec na kołdrze — ot, takim wbite były porządkiem. Widzicie, że będzie krzyż.
— Ach prawda... krzyż, widzisz, siostro.
— Cóż to ma znaczyć, Dagobercie?
— Dalipan, nie wiem... może przypadkiem... Jakkolwiek bądź, odwiedziny tego tajemniczego gościa zapowiadały coś niedobrego. Gdyż jak tylko od nas odszedł, jedno za drugiem dotykały nas nieszczęścia.
— Niestety! śmierć naszej matki?
— Tak, ale wprzód jeszcze... inne zmartwienie!... Trzeba nam było jechać co prędzej do Paryża, a okoliczności zmusiły was do wyjazdu w przeciwną zupełnie stronę. Matka wasza mówiła: „Miano w tem interes, aby przeszkodzić mnie lub moim dzieciom udać się do Francji, i dlatego tak postąpiono“.
— Może to niespodziewane zmartwienie nabawiło ją choroby?
— Oh nie, moje dzieci, była to owa nieszczęsna choroba, co nie wiedzieć skąd się bierze, bo i ona także odbywa podróże i uderza jak piorun; w trzy godziny po odejściu wędrownika, kiedyście powróciły z lasu wesołe, zadowolone, z dużemi bukietami dzikich kwiatów dla waszej matki... ona już prawie konała... już poznać jej nie można było; piekielna cholera zjawiła się we wsi... Wieczorem pięć osób umarło... Wasza matka ledwo miała czas włożyć ci medal na szyję, moja kochana Róziu... polecić mi was obie..., prosić mnie, abyśmy natychmiast puścili się w drogę do Paryża... Kiedy wasza matka umarła, zmieniły się okoliczności i wybraliśmy się w dro-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/89
Ta strona została skorygowana.