— Dosyć już tego nam... Na co tyle biedy dla nas, a tyle szczęścia dla nich?
— Bitwa!... bitwa!... — krzyczano chórem.
— A więc do fabryki, moje kochane Wilki!... — krzyczał Morok głosem stentora — do fabryki!
— Tak, tak, do fabryki! do fabryki! — powtórzyła zapalczywa tłuszcza, gdyż powoli wszyscy, którzy mogli wleźć na schody, wtłoczyli się do dużej izby.
Na te okrzyki, odzyskawszy przytomność, Leżynago rzekł pocichu do Moroka:
— A, to ja widzę, wy chcecie morderstw? Nie chcę należeć do tego...
— Będziemy mieli czas zapobiec temu w fabryce, opuścimy ich w drodze — odrzekł Morok.
Potem zawołał głośno do gospodarza, przestraszonego tem poruszeniem:
— Gorzałki! trzeba pić za zdrowie walecznych Wilków! Ja funduję!
Niebawem zgraja ta oddaliła się z karczemnego podwórza i pobiegła hurmem do fabryki pana Hardy.
Na czele jej szedł olbrzymi kamieniarz , wywijając ogromnemi kleszczami; za nim, pomieszani, w nieładzie, jedni uzbrojeni kijami; drudzy kamieniami, postępowali tłumem robotnicy.
Morok i Leżynago zniknęli w chwili, gdy tłuszcza wychodziła z podwórza, postępując ku fabryce.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/895
Ta strona została skorygowana.