— Dzień dobry, pani Bartrand! — rzekł wesoło Agrykola do poważnej matrony, która przypatrywała się powolnym obrotom pieczeni wołowych i cielęcych, już pięknie rumienić się zaczynających na rożnach, — nie poważam się przestąpić za próg, chcę tylko pokazać ją tej pani, która tu przed kilkoma dopiero dniami przybyła.
— Proszę, proszę przypatrywać się...
I, to mówiąc, matrona wskazała trzonkiem od warząchwi na mendel kuchcików obojga płci, siedzących około stołu i pilnie zajętych swemi obowiązkami, to jest obieraniem kartofli, przebieraniem zielenizny i t. p.
— I tu znowu nadziwić się nie mogę, — rzekła Aniela, ciągle idąc obok Agrykoli — gdy skąpe, ladajakie i niezdrowe pożywienie robotników naszych stron porównywam z jadłem, jakie tu dostają rzemieślnicy.
— A z tem wszystkiem nie kosztuje nas dziennie więcej nad pięćdziesiąt sześć centymów na osobę, a lepszy mamy stół, aniżeli moglibyśmy mieć za dwa franki w Paryżu. Ale otóż i refektarz, którego pani nie znasz, gdyż jej rodzina, jak wiele innych gospodarstw, wolała kazać sobie przynosić jadło do mieszkania... Uważaj, panno Anielo, co za piękna sala, a jaka wesoła! wystawiona na ogród nawprost fontanny.
— Ale to jeszcze nie wszystko, — rzekł Agrykola do młodej dziewczyny — sala ta jeszcze bardziej spodoba się pani, pewny tego jestem, kiedy się pani dowie, że co czwartek i co niedziela zamienia się ona na salę balową, a we wtorek i sobotę w wieczór na salę koncertową!
— Jak to wszystko dobrze jest obmyślone! panie Agrykolo. A ten budynek po tamtej stronie, co znaczy?
— Tam jest pralnia na wodzie bieżącej.
— A wreszcie co powiesz mi, panie Agrykolo, o tajemnicy tych wszystkich osobliwości?
Ciekawość Anieli tym razem nie została zaspokojoną; znajdowała się ona z Agrykolą właśnie naprzeciw szta-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/900
Ta strona została skorygowana.