Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/906

Ta strona została skorygowana.
XXIV.
OSKARŻENIE.

Pan Hardy, wysiadłszy z powozu ze swym przyjacielem Blessac, wszedł do salonu, który zajmował tuż przy przędzalni.
Pan Blessac, poufny przyjaciel pana Hardy, długo był godnym jego tkliwego, braterskiego przywiązania; ale widzieliśmy już, jakim to szatańskim sposobem d‘Aigrigny i Rodin potrafili pana Blessac, aż do owego czasu prostodusznego i szczerego, przerobić na narzędzie swych piekielnych intryg. Dwaj przyjaciele, uczuwszy w drodze przejmujące zimno północnego wiatru, grzali się przy żywym ogniu, rozpalonym w małym salonie pana Hardy.
— Ach! kochany Marceli, wszak to ja nie żartem starzeć się zaczynam! — rzekł pan Hardy, uśmiechając się do pana Blessac — coraz bardziej staję się domatorem...
— A kiedy pomyślę, — odrzekł pan Blessac, nie mogąc wstrzymać się od lekkiego zarumienienia — kiedy pomyślę, mój przyjacielu, że to dla mnie odbywałeś niedawno długą podróż!...
— A cóż stąd, kochany Marceli... alboż nawzajem nie towarzyszyłeś mi w owej wycieczce, która bez ciebie byłaby tak nudną, jak w twem towarzystwie była dla mnie przyjemną?