i wpadł zdyszany do pokoju, w którym znajdował się marszałek Simon ze swym ojcem. Był to Olivier, młody rzemieślnik, któremu udało się umknąć z szynkowni na wsi, gdzie się byli zebrali Wilcy.
— Panie Simon... Panie Simon... — wołał blady, zdyszany — otóż... idą... będą atakowali naszą fabrykę.
— Któż taki?... — zawołał starzec, prędko się zrywając.
— Wilcy, z nimi trochę kamieniarzy i robotników kamieniarskich, do których przyłączyło się po drodze mnóstwo włóczęgów. Uważaj tylko, a usłyszysz ich... O! jak krzyczą: Śmierć Żarłokom!
W rzeczy samej, krzyki coraz bliżej, coraz wyraźniej słychać było.
— Czyżby to istotnie miał być napad? — rzekł marszałek do ojca, który wydawał się coraz niespokojniejszym. — Trzeba najprzód dobrze zatarasować wszystkie drzwi... a potem...
Nie mógł dokończyć.
Nagle, razem ze wzmagającym się krzykiem, grad kamieni stłukł kilka okien na pierwszem piętrze, odbił się po większej części od muru i upadł około marszałka i jego ojca.
Nieszczęsnym trafem, starzec, ugodzony w głowę dużym głazem, zachwiał się... schylił się naprzód i, cały skrwawiony, oparł się na ręku marszałka Simon, kiedy tymczasem poza murem rozlegały się ciągle powtarzane krzyki: „Bitwa i śmierć Żarłokom!“
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/917
Ta strona została skorygowana.