co nogi, zbliżył nozdrza do otworu pod wrotami, jakgdyby chciał odetchnąć świeżem powietrzem, potem, coraz bardziej przelękniony, mocniej jeszcze rżał, silnie grzebiąc przedniemi nogami.
Wtedy już Morok się nie wahał.
Zbliżył się do klatki rysia, właśnie w chwili gdy, po nowych usiłowaniach wydobycia się z niej, znowu miał się rzucić.
Ciężka zapora utrzymująca zamknięcie kratami, odepchnięta piką pogromcy zwierząt, usunęła się, a Morok w jednej chwili wskoczył na drabinę, prowadzącą na spichlerz.
Okropny ryk tygrysa i lwa, połączony z rozpaczającem rżeniem Jowialnego, napełniły wszystkie zakątki oberży; w chwili, gdy ryś rzuciwszy się znowu wściekle na kratę, poczuł, że przed nim ustępuje, i widział, że się mu otwiera... wyskoczył...
Skok Śmierci był tak gwałtowny, iż padła na środku szopy.
Światło lampy migotało się na czarno-połyskliwem tle rysiego futra, mieniącego się jeszcze ciemniejszego koloru plamami. Przez chwilę pozostał niewzruszony, jakby przysiadły na swych silnych nogach... zdawał się mierzyć długość kroku, który miał wykonać, dla doścignięcia konia, i rzucił się nań jednym skokiem.
Widząc go wydobywającego się z klatki, Jowialny, nagle się umknąwszy, przyparł bokiem drzwi otwierające się zewnątrz do środka... i cisnął je całemi siłami, jakgdyby je chciał wyłamać. Śmierć wspięła się gwałtownie do skoku. Szybka jak strzała, głęboko przejęła Jowialnemu gardło, chwyciła się go łapami, i swe szpony zatopiła mu razem w piersi i w brzuch, trzymając go przypartego do drzwi.
Oparłszy się w łuk na tylnych łapach, otworzyła mu żyłę gardłową, strumień krwi wytrysnął z pod zębów Śmierci, a ostre pazury zorały aż do kości żywe mięso
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/92
Ta strona została skorygowana.