na progu, spojrzała ze zdziwieniem na wypchane kieszenie jego palta.
— Aj! aj! jakież to masz ogromne kieszenie... Cóż to w nich jest?
— Są tam rzeczy, ciebie obchodzące!
— Mnie?
— Różo Pompon, — rzekł nagle z wielką powagą Nini-Moulin — czy chcesz mieć ekwipaż? czy chcesz, zamiast mieszkać w tej nędznej ruderze, mieć pyszne apartamenty? ubierać się jak księżniczka?
— Otóż go masz... znowu głupstwa... Będziesz jadł oliwki?... bo, jeżeli nie, zjem wszystkie...
Nini-Moulin, nic nie odpowiedziawszy, sięgnął do kieszeni, dobył pudełeczko, w którem była bransoletka, i zaczął nią migać przed oczami dziewczyny.
— Ach, co za bransoletka! — zawołała, klaszcząc w ręce. — Zielony wąż trzymający się za ogon... To godło mej miłości dla Filemona.
— Nie mów mi o Filemonie... to mnie żenuje... — rzekł Nini-Moulin, zapinając bransoletkę na ręku Róży Pompon, która śmiała się do rozpuku.
— Ktoś polecił ci to kupno, a ty, gruby apostole, chcesz spróbować na mojej ręce, jak wygląda.
— Różo Pompon, czy chcesz mieć sługi, lożę w operze i tysiąc franków miesięcznie?
— Daj mi pokój! na cóż żarty?
Moulin sięgnął znowu do kieszeni, wyjął z niej pyszny łańcuch i włożył na szyję Róży.
— Ach! jaki piękny łańcuch! — zawołała dziewczyna, spoglądając kolejno to na klejnoty, to na moralnego pisarza.
— Różo Pompon! — wyrzekł Nini Moulin uroczystym tonem — niczem są te drobiazgi w porównaniu z tem, co możesz mieć, jeżeli usłuchasz rad starego przyjaciela...
Zanurzył rękę w swej przepaścistej kieszeni, wyciągnął
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/927
Ta strona została skorygowana.