Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/96

Ta strona została skorygowana.

Widząc skrzepłe, zamroczone, napół zamknięte, owe wielkie, niedawno jeszcze tak pojętne, wesołe oczy zwierzęcia, żołnierz nie mógł wstrzymać bolesnego okrzyku...
Wtedy to już zapomniał swego gniewu, żywo stanęły mu na myśli nieszczęsne skutki tego opłakanego zdarzenia, dla losu biednych młodych sierot; i z bólem myślał o okropnej śmierci starego konia, swego dawnego towarzysza trudów wojennych, tak odważnego w boju, a przytem tak powolnego, wiernego, cierpliwego, który podobnie jak on, dwa razy był raniony... i z którym od tylu lat na chwilę się nie rozłączyli...
To proste, bolesne wzruszenie tak wybitnie i dotkliwie malowało się na twarzy żołnierza, iż oberżysta i jego ludzie zdjęci zostali na chwilę litością nad starcem klęczącym nad martwym koniem.
Lecz gdy pośród dolegliwych żalów wspomniał, że Jowialny był także towarzyszem jego wygnania, i że niegdyś matka sierot, podobnie jak jej córki, odbyła na tym biednym koniu przykrą, daleką podróż, zgubne skutki jego utraty boleśniej jeszcze stanęły na myśli Dagoberta, po rozczuleniu nastąpiło oburzenie, powstał, jego oczy roziskrzyły się gniewem, i nie mogąc już powściągnąć zapalczywości, skoczył do Moroka: jedną ręką pochwycił go za gardło, a drugą, po wojskowemu, uraczył go pięciu czy sześciu potężnemi pięściami w piersi, tak, iż ledwo się oparły o żelazne uzbrojenie Moroka.
— Łotrze... odpowiesz mi za zgubę mego konia, mówił żołnierz, nie przestając okładać Moroka pięściami. Morok wysmukły, żylasty, nie mógł walczyć korzystnie z Dagobertem, który pomimo podeszłego wieku, przy swym kolosalnym wzroście niepospolitą okazywał siłę. Ledwo Goljat i oberżysta wyrwali mu z rąk Moroka.
Po chwili rozłączono przecie dwóch walczących rycerzy. Morok zbladł ze złości. Trzeba było znowu niedopuścić mu wziąć się do piki, do której porwał się na Dagoberta.