przymrużyła oczy na chwilę, aby nie patrzeć i nie widzieć... podobnie jak odpycha się ostrze, które już zraniło i grozi nam jeszcze...
— Dżalma jest tu z tą kobietą... a odebrał mój list, — pomyślała sobie — mój list... z którego wyczytać mógł szczęście, jakie go czekało.
Adrjanna pomyślała sobie jeszcze: — Rodin prawdę mi mówił.
Tak więc panna Cardoville ze szczytu najwyższego szczęścia strącona została w otchłań najstraszliwszych udręczeń, w przeciągu jednej sekundy... gdyż ledwie sekunda czasu upłynęła, nim odpowiedziała pani Morival.
— Cóż więc jest tak ciekawego nawprost nas, moja Juljo?
— Jakto? moja kochana, nie widzisz tego Indjanina, co wszedł do tej loży na przedsceniu... patrzno... zupełnie wprost nas?
— Ach! to prawda... widzę... widzę ich — odpowiedziała Adrjanna spokojnie.
Dżalma, aż do owej chwili zajęty przypatrywaniem się dekoracji, która mu przypominała jego rodzinny kraj, nie zważał na zaczepki Róży Pompon i nie spostrzegł jeszcze Adrjanny.
— Ach! ach! — mówiła Róża Pompon, kręcąc się na przodzie loży i lornetując pannę Cardoville, — to mi dopiero piękność... rzadka piękność... kobieta, jak anioł, z włosami rudemi, ale dziwnie pięknie rudemi, przyznać jej trzeba... Patrz-że, Śliczny Książę!
To mówiąc, uderzyła lekko w ramię Dżalmę, który na te słowa wzdrygnął się i spostrzegł pannę Cardoville. Lubo go już prawie przygotowano do tego spotkania, książę jednak tak gwałtownie został odurzony, iż chciał wstać; lecz wtem uczuł silnie wspartą na ramieniu rękę Faryngei, który, siedząc za nim, zawołał prędko cichym głosem po indyjsku:
— Bądź tylko cierpliwy... a ujrzysz tę kobietę u swych
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/963
Ta strona została skorygowana.