uderzył znowu Śmierć żelaznym prętem, a ta, rozdrażniona, znowu odezwała się okropnym rykiem.
Pantomima Moroka stawała się tem bardziej przerażająca, że, czołgając się, zbliżał się do loży Anglika... Pogromca zwierząt nie mógł oderwać wzroku od wielkich, zielonych oczu tego człowieka; każde poruszenie, jakie czynił czołgając się, było skutkiem magnetycznego wstrząśnienia, jakie w nim wywoływał uparty wzrok Anglika.
Głębokie milczenie, panujące w sali, przerwały okrzyki uniesienia, ryki rysia i odległe, straszne warczenie lwa i tygrysa.
Anglik, prawie wychylony za lożę, z otwartemi ustami od umiechu, wytrzeszczywszy wielkie oczy, zdawał się ledwo dech łapać z niespokojnej ciekawości. Chwila była stanowcza.
Nagle Morok krzyknął przeraźliwym, dzikim głosem, rzucając się na Śmierć, która na krzyk odpowiedziała strasznym rykiem, rzucając się na swego pana z taką zapalczywością, iż Adrjanna, przelękniona, sądząc, że już zginął ten człowiek, w tył odskoczyła, zakrywając sobie twarz rękami... Bukiet wyślizgnął się jej z rąk, upadł na scenę i potoczył się do jaskini, gdzie Morok walczył z rysiem. Szybki jak byskawica, zwinny i rzutki jak tygrys, powodując się uniesieniem miłości i dzikim zapałem, jaki wzbudził w nim ryk rysia, Dżalma jednym skokiem już był na scenie, dobył puginału i rzucił się do jaskini po bukiet Adrjanny. W tej właśnie chwili ranny Morok przerażającym głosem wzywał ratunku... Ryś, bardziej jeszcze rozjuszony na widok Dżalmy, targnął się szalenie dla zerwania łańcucha; gdy mu się to nie udało, wspiął się na tylne łapy, chcąc pochwycić Dżalmę, którego wtedy mógł właśnie dosięgnąć swemi strasznemi szponami. Schylić się na kolana, utopić mu podwakroć puginał w brzuchu było dziełem jednej chwili. Takim sposobem Dżalma uchronił się od niechybnej
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/968
Ta strona została skorygowana.