Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/970

Ta strona została skorygowana.
CZĘŚĆ III.
CHOLERA.
I.

Noc jest. Księżyc świeci melancholijnie; pogodne niebo okryte gwiazdami; ostry, zimny, suchy wiatr północny wieje — wyjące gwałtownie jego podmuchy... zamiatają wzgórza Montmartru. Na najwyższym szczycie wzgórza stoi człowiek. Wielki jego cień odbija się na kamienistym, przez księżyc oświetlonym gruncie... Podróżny, przypatrując się niezmiennemu, przed jego stopami rozciągającemu się miastu... Paryżowi...
— „Nie, — mówi — nie... Pan tego nie zechce.
Dosyć już dwa razy.
Pięć wieków temu, mściwa ręka Wszechmocnego pchnęła mnie aż tu z głębi Azji... Samotny podróżnik, pozostawiłem w mym pochodzie więcej żałoby, więcej rozpaczy, trupów... aniżeliby zostawić ich mogły niezliczone wojska wielu pożogę szerzących zdobywców... Wszedłem do tego miasta... i było zdziesiątkowane...
Dwa wieki temu, taż nieubłagana ręka, która mnie prowadzi po całym świecie, znowu mnie tu sprowadziła, i tym razem, również jak wprzód, ta plaga, którą Wszechmocny posyła w moje ślady, spustoszyła to miasto, i najprzód dotknęła mych braci, już wycieńczonych pracą i nędzą.
Braci moich... jerozolimskiego rzemieślnika, którego wyklął Pan, braci moich — nędzą i cierpieniami...