Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

— Raczej Morok powinien skarżyć, — rzekł trzeci.
— Zachowajcie sobie wasze zdania jedni i drudzy, — rzekł Dagobert, któremu już zbrakło cierpliwości, — ja wam powiadam, że natychmiast potrzeba mi albo pieniędzy albo konia, gdyż myślę opuścić oberżę, w której mnie spotkało takie nieszczęście.
— A ja powiadam ci, że to ty zapłacić mi musisz, — zawołał Morok, który bez wątpienia, zachowywał na koniec teatralny wybieg, to jest pokazał skrwawioną rękę, dotąd ukrywaną w rękawie futra. Na całe życie może pozostanę kaleką, — dodał. — Patrz, jaką ranę zadał mi ryś.
Rana, lubo nietyle jak on mówił, szkodliwa, była jednak dość głęboka. Ten ostatni argument pozyskał mu powszechne współczucie. Rachując pewno na tę okoliczność dla przechylenia słuszności w sprawie, którą uważał niejako za swoją, rzekł oberżysta do garsona stajennego:
— Jeden tylko widzę sposób zakończenia tej sprawy... to jest trzeba iść obudzić pana burmistrza, i prosić go, aby się tu pofatygował; on rozstrzygnie, kto tu ma słuszność.
— I ja właśnie chciałem to powiedzieć, — rzekł żołnierz, — gdyż, bądź co bądź, nie można sobie samemu wymierzać sprawiedliwości.
— Fryc, biegnij do pana burmistrza, — rzekł oberżysta.
Garson pobiegł co żywo. Oberżysta, który wczoraj zaniedbał żądać papierów od żołnierza — rzekł mu:
— Burmistrzowi będzie bardzo przykro... że go się trudzić będzie o tak późnej godzinie. Nie radbym ja ucierpieć na tem, dlatego proszę waszeci, abyście mi przynieśli wasze papiery, jeżeli je macie... bo moja to wina, żem ich nie zażądał zaraz wczoraj wieczór, gdyście przybyli.
— Mam je na górze w mym tornistrze, będziecie je zaraz mieli — odpowiedział żołnierz, — potem, odwra-