były do nocnych zabaw weselnych, z tą chyba różnicą, że światło jarzących świec zastępowały tu pogrzebowe świece, a zamiast wesołych śpiewów rozlegały się smutne psalmy; potem po ulicach, zamiast śmiesznych, w przezroczach znaków maskaradowych, kostjumierów, kołysały się tu i owdzie wielkie, z czerwonego jak krew szkła, latarnie, z czarnemi napisami:
Ratunek cholerycznych.
„Ze wszystkich części Paryża najokropniejszy widok, przez cały ciąg rozwijania się cholery, przedstawiało Stare Miasto, a w tej okolicy plac przed kościołem N. Panny codzień prawie bywał widownią strasznych scen. Cholera nie miała jednej fizjognomji... miała ich tysiące. I tak, w osiem dni po nagłem zapadnięciu Rodina, wiele wypadków okropnych, nadzwyczajnych zaszło na placu przed kościołem N. Panny.
Na czarnym murze arkady czytać było można świeżo przylepiony paszkwil; stały napisane ma nim następujące wyrazy:
„Zemsta... zemsta...
Ludzi chorych, ubogich, zaniesionych do szpitala, trują tam, gdyż uważają, że zbyt wiele ich się tam ciśnie; co noc łodzie, napełnione trupami, odpływają w dół Sekwany.
„Zemsta i śmierć zabójcom ludu!“
Dwaj mężczyźni, obwinięci w płaszcze i półukryci w cieniu sklepienia, przysłuchiwali się z niespokojną ciekawością coraz mocniej szerzącemu się szemraniu ludu, tłumnie zbierającego się około głównego szpitala.
Wkrótce okrzyki:
— Śmierć doktorom!... zemsta!... — doszły do uszu owych mężczyzn, zaczajonych pod arkadą.
— Paszkwile zaczynają skutkować — rzekł jeden — już ogień doszedł do prochu... Niech tylko gmin rozhuka się... a wtedy popchnąć go będzie można, dokąd się spodoba.
— Słusznie mówisz! Cholera to wielka grubjanka.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/990
Ta strona została skorygowana.