Strona:PL Sue - Artur.djvu/1002

Ta strona została przepisana.

słowo nie przyszło zniszczyć tego szczęścia spokojnego i czystego.
Czekałem cierpliwie... Niełudziłem się względem uczucia jakie wzbudzałem w Maryi bez głupiéj pretensyi, bez śmiesznéj zarozumiałości, niemogłem oczywistości niewierzyć. Przeszło od dwóch miesięcy, widywałem ją codziennie; starania i grzeczności jakie dla niéj okazywałem, tak młodéj, tak prostodusznéj, tak mało nazwyczajonéj do złudzeń świata, bardzo mocno ją wzruszyły; lecz także poznałem w niéj zasady tak ugruntowane, uczucia religijne tak silne, instynkt pełnienia swych powinności tak głęboki, iż musiałem się spodziewać długiego, a może i bolesnego passowania się; a jednakże tysiące drobnostek bardzo znaczących dawały mi poznać całą rozciągłość przywiązania, o którém Marya sama może nawet jeszcze niewiedziała.
Wieczór, kiedy zostawałem na obiad w folwarku; pani Kerouët, siedząc przy kominku w swém wielkiém krześle z poręczami, przędła swą kądziel, gdy tymczasem Marya i ja, przy stoliczku, porządkowaliśmy zbiór naszych zimowych roślin do zielnika.
Gdy trzeba było ułożyć na papierze delikatne gałązki ziół, nieraz ręce nasze dotykały