Strona:PL Sue - Artur.djvu/1019

Ta strona została przepisana.

powściągnąć uniesienia gniewu; uczułem jak w skroniach gwałtownie mi biło...
Zaanonsowano pana Duvallon.
Postrzegłem wchodzącego człowieka tęgiego wysokiego, mającego blisko lat piędziesiąt; cera jego była rumianna, mina opryskliwa, ułożenie pospolite, lecz pełne w sobie zaufania, ubiór francuza w podróży, to jest jak najskąpszy...
Wskazałem mu aby usiadł: usiadł więc.
— Mości panie, — rzekłem; — przepraszam żem panu zrobił subiekcyę; odebrałem polecenie od pani Kerouët, która trzyma w dzierżawie jeden z moich folwarków, i która pokładała we mnie niejaką ufność...
— O! wiem! jéj siostrzenica także ma ufność w panu... i wielką ufność! — zawołał ten człowiek, przerywając mi po grubijańsku.
— To prawda, — rzekłem wstrzymując się; gdyż mam zaszczyt należeć do rzędu przyjaciół pani Belmont...
— A ja do rzędu przyjaciół pana Belmont! Mości panie... i jako jego przyjaciel, odebrałem polecenie sprowadzenia jego żony do Nantes, gdzie pozostanie pod dozorem mojéj małżonki, aż do powrotu mego przyjaciela Belmonta, który pewno niezadługo przyjedzie.
— Pan jesteś poufałym przyjacielem pana