Strona:PL Sue - Artur.djvu/124

Ta strona została przepisana.

otwierałem bez bolesnego i świętobliwego skupienia ducha.
Ależ, niestety! te rozpamiętywania, z razu codzienne, stały się również mniéj częstemi, i przez to samo że moje oczy nie mogły się przyzwyczaić patrzeć z obojętnością na ten obraz, będący dla mnie prawie świętością, przez to samo daleko rzadziéj mu się przypatrywałem, i niezdołam opisać wrażenia, prawie pełnego bojaźni, którego doświadczałem otwierając te ramy: serce biło mi straszliwie gdym patrzał na surową i bladą twarz mego Ojca, która zdawała się wydobywać z płótna, ze swoją smentną spokojnością, i zimno sprawdzać moję niewdzięczność i zapomnienie, które mi, niestety! przepowiedział.
W tenczas, przerażony, raptem zamykałem ramy, i płakałem, przeklinając moję obojętność; lecz te rozdzierające żale krótko trwały, i czułem niewysłowione udręczenie, mówiąc sobie:
»Doznaję w téj chwili okropnego wzruszenia, a jednak, jutro może, dziś wieczór nawet, zapomnę o niém, i będę uśmiechający i szczęśliwy obok Heleny!...» Nie! nic niezdoła wyrazić boleśnego uczucia jakowe we mnie wzbudzała ta myśl, która, przychodząc urągać się z mojéj boleści, wykrywała mi bliską jéj