— Wierzaj.... wierzaj, — mówiłem Helenie; gdyż czułem się uspokojony całą zarozumiałością mego przywiązania. — Wierz sobie w to! co to mnie obchodzi! ja tylko pragnę twojéj ręki... prawa, które mi dozwoli dać ci zapomnieć o zmartwieniach które ci sprawiłem, tego tylko chcę, to przyjmuję, o to cię błagam na klęczkach...
— Chcesz tego? — rzekła do mnie Helena, wlepiając we mnie przenikające spojrzenie, i zdając się doświadczać na chwilę niepewności.
— Błagam cię o to, jak o wiekuiste moje szczęście, jak o los mojego całego życia.... Nakoniec, — rzekłem jéj, ze łzami w oczach.. błagam cię oto, z tak religijnym zapałem, jak gdybym błagał Boga samego... o życie dla mojéj matki.
— Niechaj więc tak będzie, oddaję ci moję rękę, — rzekła Helena odwracając oczy, aby ukryć wzruszenie które ją ogarnęło pierwszy raz od czasu naszéj rozmowy...
{{kropki-hr}
Byłem najszczęśliwszy z ludzi... Znałem aż nazbyt podejrzliwą drażliwość Heleny, abym się nie miał spodziewać tych wyrzutów; serce jéj tak srogi cios odebrało, iż rana długo jeszcze musiała pozostać otwarta i zakrwawiona; czułem iż potrzeba długich dni, całych lat mo-
Strona:PL Sue - Artur.djvu/183
Ta strona została przepisana.