Strona:PL Sue - Artur.djvu/212

Ta strona została przepisana.

Rozmawiałem tymczasem z Lordem Falmouth, i przypominam sobie iż rozmowa nasza toczyła się o uwadze którą mi uczynił; a na którą ja się zgodziłem; szło o ten zbytek wyszukany, rococo, milutki, prawie niewieści, który znaczna liczba młodzieży zaczynała wówczas okazywać w swych apartamentach. Śmiał się niezmiernie, pomyślawszy że wszystkie te zwierciadła, tak ozłocone, tak otoczone autorkami, gołąbkami i wieńcami kwiatów, zawsze odbijały tylko twarze męzkie i brodate, które przeglądały się w nich pośród kłębów dymu cygarowego; gdy tymczasem przez sprzeczność w guście najmniéj dowcipnym, zamiast dać cel i zajęcie wszystkim tym wspaniałościom, zamiast podwoić ich wdzięk otaczając go tajemnicą, zamiast rozjawiać te przepychy dla obojętnych, jeśli jeden z owych młodych pięknisów miał oczekiwać z miłośną niecierpliwością, jakowego z owych lubych i tajemnych zjawień które wszystkie cuda zbytku powinny by okolać, oczekiwał nań zwykle w jakiéj dzielnicy miasta najpodlejszéj i najsmrodliwszéj, w jakiéj kryjówce płatnéj i lichéj, i tam to upływały godziny tak rzadkie, tak kwieciste, tak czarodziejskie, które same tylko promieniały późniéj pomiędzy blademi wspomnieniami jego życia. Umyśliliśmy więc z Lordem Falmouth, że, dla człowieka z taktem,