biego czy Lord Falmouth prawdziwie wyjeżdża do Londynu.
— Wyjeżdża prawdziwie, — odpowiedział mi Pan de Cernay. — Często bierze go taka fantazja rozprawiać o kwestyi politycznéj, w czém niezaprzeczony posiada talent; lecz tak bardzo nienawidzi Londynu i Anglii, iż wysiada z powozu w Westminster, zasiądzie w parlamencie, przemówi, wsiada znowu, i tutaj powraca.
Lord Falmouth wszedł; z najuprzejmiejszém naleganiem prosił mnie abyśmy się jeszcze kiedy ze sobą widzieli; kuryer jego odjechał, i on wsiadł do powozu.
— Wyścigi mają się odbyć o godzinie drugiéj, — rzekł do mnie Pan de Cernay, — pogoda jest przepyszna; posłałem moje konie do bramy Delfińskiéj; jeśli Pan zechcesz przejechać się potem po lasku, mam wierzchowca na Pańskie rozkazy.
— Stokrotnie dziękuję, — rzekłem, — posłałem także moje konie. Lecz czy te wyścigi są zajmujące? — spytałem Hrabiego.
— Na nieszczęście aż nazbyt: — dwie mile do ubiegnięcia, trzy płoty poł-trzecio-łokciowe do przesadzenia, a na uwieńczenie trzy-łokciowa rogatka.
— To niepodobna! — zawołałem; — ostatnią przeszkodą pół trzecio łokciowa rogatka! Lecz
Strona:PL Sue - Artur.djvu/215
Ta strona została przepisana.