Strona:PL Sue - Artur.djvu/226

Ta strona została przepisana.

sząc do okrągłego koła, które miało być kresem wspomnionych wyścigów.
Zatrzymaliśmy się przy bramie Delfińskiej, aby wsiąść na konie wierzchowe; moje uległy znowu przeglądowi Pana de Cernay, który go utwierdził zapewne w wysokiéj opinii, jaką o mnie powziął, a która, przyznaję, bynajmniéj niepołechtała mojej próżności.
Co do jego koni, te, również jak wszystko co posiadał, były rzadkiéj doskonałości.
Pan du Pluvier dowiódł mi tego, o czém dawno byłem przekonany, to jest: że znajdują się ludzie prawie od natury przeznaczeni na wykonywanie rozmaitych śmieszności; i tak, zaledwie siadł na konia, dozwolił aby go uniósł. Sądzimy że jedzie za nami o kilka kroków, gdy nagle wyprzedza nas, puściwszy się jak strzała; dość długo ścigaliśmy go oczyma, lecz koń jego puścił się nagle w poboczną aleję; gwałtowne to poruszenie tak było mocne, iż kapelusz spadł z głowy Panu du PJuvier, a potém sam zniknął nam z oczu.
Przybyliśmy spokojnie do środkowego koła z Izmaelem, śmiejąc się z téj przygody; gdyż zapomniałem powiedzieć, iż posuwając grzeczność dla swego lwa aż do najuprzejmiejszego uprzedzania wszystkich jego chęci. Pan de Cernay mając przypadkiem w swej stajni bar-