pana de Cernay, czy to nie żart; odpowiedział mi jak najpoważniéj, i tak nawet, jak gdyby był nadzwyczajnie urażony, żądaniem pani de Pënâfiel:
— Ach! mój Boże! bynajmniéj nie robiła tyle ceremonij, powiedziała mi jak najswobodniéj, zapewne aby ukryć i tonem i wyrażeniem, ważność którą przywiązywała do swego zapytania: —
— »Panie de Cernay, pański Turek jest dość oryginalny, musisz mi go przyprowadzić...
— Powiedziała to... doprawdy?
— Ależ doprawdy... daję panu słowo!
I Hrabia wyrzekł to tak poważnie, iż mu uwierzyłem.
Pan du Pluvier pobiegł jak strzała, aby rozgłosić tę drogę niedorzeczność pani de Pënâfiel, i przy wyjściu z opery, nowe te szczegóły uzupełniły tę całą piękną obmowę.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Odwiedziłem Ambassadora, i powróciłem do siebie.
Skorom tylko mógł zastanowić się w milczeniu, uczułem że ten dzień boleśnie mnie zasmucił. —
Znałem świat; lecz owo nagromadzenie kłamstw, głupstw, obmów, wyszydzeń zawziętych i to wszystko przeciwko kobiécie która