Strona:PL Sue - Artur.djvu/270

Ta strona została przepisana.

— Jakto? — rzekłem. — Dla czegóż to pani de Pënâfiel tak nagle opuściła Paryż?
— Bardzo jest podobna do prawdy, — odpowiedział, — że ktoś z jéj krewnych, przez uszanowanie i wzgląd familijny, litościwie ją ostrzegł, ażeby, nim przeminie niekorzystne wrażenie sprawione jéj śmieszną i nagłą namiętnością ku Izmaelowi, i śmiercią Pana de Montreuil, byłoby najprzyzwoiciéj aby pojechała na czas niejaki do któréj ze swych posiadłości; przeciwnie swemu zwyczajowi, byłaby usłuchała tych rad, aby się uleczyć ze swéj miłości na ustroniu....
— Nie przedstawiłeś jéj więc Izmaela, jak cię o to prosiła?
— Niepodobna, — odpowiedział Hrabia, — on taki dziki jak niedźwiedź, kapryśny jak kobiéta, a uparty jak muł; nie mogłem go nigdy skłonić aby mi towarzyszył do pałacu Pënâfiel, i jakém też panu mówił, sądzę że to raczéj zagniewanie niżeli wzgląd na ludzi skłonił panią de Pënâfiel do téj podróży.
Przyznam się, że ten wyjazd tak nagły, w podobnéj porze, zdawał mi się równie dziwaczny jak proźba, którą pani de Pënâfiel zaniosła do pana de Cernay, aby jéj przedstawił Izmaela. Pragnąc też, i prowadzić zarazem rozmowę co mnie zajmowała, i przytłumić pogłoski, które