Strona:PL Sue - Artur.djvu/280

Ta strona została przepisana.

Hrabia spojrzał na mnie zrazu z miną na prawdę zadziwioną, potém rzekł mi tonem oznaczającym dość wielkę urazę:
— Ta dyssymulącya nie jest przynajmniéj niebespieczną, kiedy się pan do niéj przyznajesz.
— Ależ ja nigdy nie myślałem być niebspiecznym, — rzekłem mu z uśmiechem.
— No, — rzekł, — gdzież pan myślisz znaleść przyjaciół po podobnych wyznaniach!
— Przyjaciół, — spytałem pana de Cernay, — a to po co?
Był zapewne w wyrazie méj twarzy, w dźwięku głosu, tak wielki pozór prawdy, iż Hrabia spojrzał na mnie z zadziwieniem: — Czy pan na prawdę mówisz? — rzekł.
— Na prawdę, przysięgam panu: i cóż tak zadziwiającego w tém co panu powiedziałem.
— I nie lękasz się pan wyznać tak najzupełniejszéj obojętności?
— Dla czegóżbym się miał lękać?
— Dla czego? — powiedział z miną coraz to bardziej osłupiałą. Potém niezadługo rzekł do mnie znowu: — No, jak widzę, pan sobie robisz igraszkę utrzymywać paradoks; jestto bardzo oryginalnie bez wątpienia, lecz jestem pewny, że w głębi duszy bynajmniéj tego niemyślisz.