— Niech i tak będzie, mówmy o czém inném, — rzekłem do Hrabiego.
— No, ależ zobaczmy na prawdę, — rzekł, — możeszże pan pytać: Na co przyjaciele?
— Na prawdę — rzekłem, — a na cóż się panu przydam? na cóż mi się pan przydasz? Gdybyśmy się jutro więcéj nie zobaczyli, cóż pan na tém stracisz? Cóż ja na tém stracę? Pan mnie zarówno tak niepotrzebujesz, jak i ja pana niepotrzebuję; a mówjąc pan i ja, uosobiszczam, upowszechniam, co do mnie przynajmniéj, te pozorne przywiązania światowe, którym nadają, imię przyjaźni.
— Zgadzam się, że można się obejść bez tych stosunków, lub raczéj, że tak łatwe są do napotkania, że, będąc pewnymi iż możemy je zawsze znaleść, nie troszczymy się bynajmniéj o ich szukanie, — rzekł do mnie pan de Cernay; — lecz przyjaźń prawdziwa, głęboka, poświęcająca się?
— Nisus i Euryal; Kastor i Polluks? — rzekłem mu.
— Tak, powiesz znowu: A to po co? ale wracając się do tych przyjaźni, gdybyś był tyle szczęśliwy i znalazł podobnę?
— Powiedziałbym bez wątpienia: A to po co? zawsze, ma się rozumieć, co się umie dotyczą?.. Bo gdybym znalazł Nisusa, nie czuję
Strona:PL Sue - Artur.djvu/281
Ta strona została przepisana.